Na polskich drogach

Wrocilismy do Unia dwa dni temu – i juz trzeba jechac na lotnisko.

W drodze do domu podjechalismy jeszcze do zamku w Baranowie Sandomierskim. Chcialam go zobaczyc na zeszlorocznych wakacjach, ale prulysmy z Mami tak szybko, ze minelysmy wlasciwy zjazd. Tym razem zadalismy adres Pani Nawigacji i dojechalismy pieknie pod wycieraczke. Czasu nie mielismy za duzo, wiec liczylismy na zajrzenie na chwile do tego pieknego miejsca i kontynuowanie podrozy.

Niestety, dyrekcja zamku ma inne podejscie do obiektu i odwiedzajacych go osob. Zwiedzanie organizowane jest mianowicie w trybie musztry wojskowej. Rowno o pelnej godzinie. Jesli czlowiek zamelduje sie 10 po, to czeka 50 minut – nawet jesli przewodnik jest wolny. W ten sposob czekalismy na pelna godzine i my, i przewodniczka. Za to zazyczylismy sobie zwiedzanie w wersji troche skroconej (zgroza). Ale w efekcie obejrzelismy wszystko warte zobaczenia w jakies 30 minut.

Zamek zbudowala sobie rodzina Leszczynskich (herbu Wieniawa, stad glowa tura nad kazdym wejsciem), a potem zamek odkupywaly kolejne rody magnackie. Zamek zwany jest „malym Wawelem” i gral w Czarnych Chmurach. Dowiedzielismy sie o tym miejscu jeszcze wielu innych ciekawych rzeczy – polecam sie wybrac i posluchac samej/mu. Najlepiej latem, bo dookola zamku jest tez wielki park. Nawet w golfa mozna pograc.

Podsumowujac wyjazd, na polskich drogach jest ciekawie. Duzo nowych tras z powierzchnia gladka jak stol i pieknymi oznaczeniami, troche starych drog z czyms, co Dyrekcja Drog nazywa „ubytkami” (drogi w sam raz na tarpana), a jak zabraknie drogi, to mozna sie przeprawic promem, ladne widoczki, gniazda bocianow (nawet po dwa bocki w jednym gniezdzie!) i zajazdy z pysznym jedzeniem (porcje dla drwali).

Milej reszty dnia, kochani – a nastepne wpisy juz z UK.

image

image

image

image

image

image

image

Dodaj komentarz